13 września 2019

"Dzień cudu" - Wioletta Sawicka



   Co jest najważniejsze w życiu? Na to pytanie każdy z Was odpowie pewnie inaczej. Każdy ma swoje priorytety, wybraną drogę, którą dąży do wyznaczonego celu. A co gdybyście dowiedzieli się, że z niczym nie zdążycie? Nie skończycie nauki, nie zrobicie kariery, nie spełnicie marzeń. Bo po prostu zabraknie na to czasu. Bo ten czas zostanie Wam odebrany. Co byście postawili na pierwszym miejscu? Co było by dla Was najważniejsze? Przed takim dylematem stanęła Hania, bohaterka książki "Dzień cudu" autorstwa Wioletty Sawickiej.

 "Przekonałam się, że nie wolno stawiać granic swoim marzeniom. Powinny zawsze je przekraczać. Gdyby to ode mnie zależało, do siedmiu grzechów głównych dopisałabym ósmy, grzech zaniechania. Jest dużo bardziej niewybaczalny niż cała reszta."
  Hanka to młoda dwudziestopięcioletnia kobieta, która żyje w nijakim małżeństwie, z nijakim mężczyzną, w nijakim mieszkaniu. Swoje marzenia odłożyła na niewiadome później. Żyje ale nie naprawdę. Oddycha ale nie pełną piersią. Miłość to dla niej wielka niewiadoma. Jedyną i prawdziwą prawdą jest dla niej ucieczka. Od rodziny, od ludzi, od problemów. Wszystko się zmienia gdy dowiaduje się, że zostało jej nie wiele czasu.
   Piotr to czterdziestoletni były policjant, który obecnie zajmuje się pisaniem poczytnych powieści kryminalnych. Przestał wierzyć w miłość po rozstaniu z żoną. Kobiety zaś są mu potrzebne tylko do rozładowania nagromadzonej frustracji. Chwilowo przechodzi kryzys pisarski, czym tak naprawdę nie bardzo się przejmuje. Liczy się dla niego tylko syn i doprowadzenie do dobrych kontaktów między nimi. Niestety nie wychodzi im to zbyt dobrze.
   Przypadkowo losy tych dwojga, na swój sposób samotnych ludzi, się przecinają. On ratuje ją od popełnienia największego błędu w życiu. Ona go intryguje swoją stanowczością i chłodnym spojrzeniem. Wchodzą w dziwny układ, polegający na wzajemnej pomocy. Ona ma być pierwowzorem jego głównej bohaterki w książce, on ma pomóc jej w odejściu ze świata na jej warunkach. Wspólnie spędzony czas otwiera przed nimi nowe możliwości.


   Książka w sam raz na jeden wieczór. Albo jak w moim przypadku na jedną noc. Czyta się przyjemnie mimo dość ciężkich tematów jak choroba nowotworowa i pogodzenie się ze śmiercią. Lekka, a nawet momentami humorystyczna, chociaż akurat to zależy od poczucia humoru odbiorcy. Autorka w prosty i nienachalny sposób ukazuje wszystkie trudności związane z chorobą od strony fizycznej jak i psychicznej. Główna bohaterka na nowo odkrywa samą siebie, odnajduje dawno zapomniane marzenia, przewartościowuje swoje życie. Jednak w tym wszystkim towarzyszy jej smutek i myśl o szybkim opuszczeniu tego świata. Przyjaźń z Piotrem jest dla niej cudem. Tak samo jak każdy nowy dzień to dla niej mały cud, każdy przynosi coś nowego. Uczy się cieszyć z małych rzeczy jak wschody i zachody słońca. Muszę tutaj również dodać, że trochę mnie wkurzało jej zachowanie. Zamiast walczyć to od razu się poddała, przekreśliła wszystko.
   Piotr również pod wpływem kobiety zmienia swoje postępowania, zwłaszcza w stosunku do syna, co skutkuje ociepleniem się ich relacji. Zakończenie zaś mnie trochę zaskoczyło, choć z drugiej strony patrząc na rozwijającą się relację między bohaterami, wcale nie było aż takim zaskoczeniem. Mimo to przez całą książkę wierzyłam, że autorka dokończy rozpoczęty wątek. Tak do końca więc nie wiem czy jestem takim zakończeniem usatysfakcjonowana. Raczej mam mieszane uczucia. Ogólnie książka warta przeczytania.



Daję jej 7/10



.......................
Rok wydania 2016
Liczba stron 464
Wydawnictwo Pruszyński i S-ka 


53/2019

Książka bierze udział w Olimpiadzie czytelniczej


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz