11 lipca 2019

"Krzyż Romanowów" - Robert Masello



   "Krzyż Romanowów" to powieść trochę historyczna, trochę sensacyjna. Jest również szczypta medycyny. I nawet elementy fantastyki się tu znajdą. Masello starał się dać każdemu coś dobrego. Jak mu wyszło? Przekonaj się.
   W roku 1918 na małą, skutą lodem wyspę Św. Piotra dociera młoda dziewczyna. Ma za sobą bardzo długą i pełną cierpienia drogę.  Na wyspie nie będzie jednak sama. Jest ona bowiem zamieszkała przez tajemniczych rosyjskich wyznawców Grigorija Rasputina. Lud ten oczekiwał jej od długiego czasu. Wierzą, że przyniesie im szczęście i odmieni ich los. Jednak na wyspie dochodzi do wybuchu grypy "hiszpanki", która w bardzo krótkim czasie zbiera swoje żniwa.
Równo sto lat później wyspa budzi grozę wśród mieszkańców północy. Rybacy opowiadają sobie straszne historię o czarnych wilkach oraz migającym świetle na skale. Tymczasem niejaki Harley Vane właśnie w pobliżu wyspy zaczyna zapełniać kuter złowionymi krabami. Wraz z nimi wyławia z wody tajemniczą trumnę. Zaraz potem dochodzi do tragicznego wypadku. Jedynym ocalałym jest właśnie Harley Vane, który na wieku trumny dopływa do brzegów wyspy. Gdy na światło dzienne wypływa informacja o tragedii rozpoczyna się wyścig z czasem. W tajnej misji na wyspę Św. Piotra zostaje wysłany były wojskowy oraz wybitny epidemiolog Frank Slater wraz z odpowiednio dobranym zespołem. Na wyspie znajduje się cmentarz, który z powodu zmian klimatycznych zaczyna się obsuwać do morza. Frank wraz zespołem muszą sprawdzić czy z wraz z pochowanymi ludźmi przetrwał wirus grypy. Nie mogą również pozwolić by cokolwiek wyspę opuściło. Nie wiedzą oni jednak, że ledwo uratowany mężczyzna prócz wieka trumny zabrał ze sobą również drogocenny szmaragdowy krzyż, wyciągnięty siłą z rąk zmarłego Rosjanina.


   Mimo, że książka mi się spodobała, mam problem z napisaniem opinii o niej.  Do tej pory jakoś sobie radziłam. Raz gorzej, raz lepiej. Ale szło do przodu. Tym razem totalnie utknęłam i nie mam pojęcia jak z tego wybrnąć. Najłatwiej w sumie było z opisem, chociaż po prawdzie nawet z niego do końca nie jestem zadowolona. Natomiast wstęp i opinia mnie zacinają. Piszę i zaraz zaczynam wszystko od początku bo nie podoba mi się kompletnie to co napisałam. I tak już od paru dni. Tym razem piszę to już ostatni raz. Jak wyjdzie, tak wyjdzie.
   Książkę zakupiłam całkiem przypadkowo. Nawet dokładnie nie czytając o niej opinii i opisu na odwrocie. Wystarczyło mi, że w tytule wystąpiło znane na całym świecie nazwisko: Romanow. Przyciągnęło mnie ono do tej powieści jak magnes. Jednak nim ją przeczytałam długo leżała na półce. Aż pewnego dnia zaczął ją czytać inny członek rodziny. I nie powiem, dość długo mu to szło. Jednak było to spowodowane bardziej brakiem czasu. Po zakończeniu stwierdził tylko, że jest dobra. No to ok. Fajnie. Cieszę się. Same jednak nadal po nią nie sięgałam. Chyba trochę przestraszył mnie jej format. Do tego wcale do cienkich nie należy. Chociaż w sumie to tylko 552 strony. Czytało się grubsze. Nadszedł ten dzień kiedy i ja się nią zainteresowałam. I przeczytałam ją naprawdę szybko. Bo i szybko się ją czyta. Wątki medyczne dopracowane. Historia rodziny Romanow przeplata się z teraźniejszością. Coś co naprawdę lubię. Chociaż nie we wszystkich książkach. Fakt jest to całkowicie fikcja literacka, a mimo to człowieka aż dreszcz przechodzi gdy uświadamia sobie, że przecież nie wiadomo czy gdzieś nie czai się taka bomba w postaci grypy "hiszpanki". Całkiem niezły pomysł miał autor na ten wątek. Z drugiej strony spekulacje na temat księżnej Anastazji. Tyle się tego słyszało. Czytało się o tym. I może gdzieś w zakamarkach głowy czasem przeleciała taka myśl, a może faktycznie jej się udało przeżyć. Zostało to oczywiście obalone w roku 2008, dokładnymi badaniami DNA. Mimo to nadal po świecie krążą spekulacje na ten temat. I jak widać, nadal są one wykorzystywane w książkach.


   Wracając jednak do książki. Jest dobra. Akcja trochę długo się rozkręca ale nie jest to wielkim minusem. Bohaterzy nakreśleni trochę blado. I to jest jeden z minusów tej książki. Jak dla mnie sam Frank Slater, który jest byłym wojskowym, powinien być bardziej wyrazisty. Wydaje się dość miękki. Wychodzi na to, że większość problemów, które spotkały ich na wyspie, to jego wina. I nikogo więcej. Cóż.. nie do końca się z tym zgadzam, ale autor tak to przedstawia. Postać pani burmistrz, według mnie również mocno oszukana. Niby w domyśle, jest że to taka twarda sztuka, a jednak nie do końca to widać. Wydaje się, że autor bardziej chciał się skupić na aspektach historycznych, niż na kreowaniu bohaterów. Co do tych aspektów to w sumie wyszło całkiem nieźle. Pod tym względem Masello był przygotowany. Jak dla mnie książka, przypominała bardziej sensację z historią w tle i z dodatkiem małej fantastyki, niż thriller medyczny.  Ale czytało mi się ją dobrze. I szybko. Muszę jednak dodać, że czasem autor przeginał ze zbyt długimi opisami. Oczywiście mamy też wątek miłosny. Raczej wygląda na dość nagły, bo przez większość książki nie ma żadnych sygnałów na ten temat. No i przez to jest też lekko nie dopracowany. A może właśnie tak miało być, aby nie rozpraszać czytelnika dodatkowym wątkiem, których w sumie już się trochę autorowi uzbierało.
   Niestety minus dam za wydanie. Książka jest naprawdę nie poręczna. Zbyt duże wydanie. Ciężko się ją trzyma. Wolałabym już mieć więcej stron do czytania, ale za to mniejsze i zgrabniejsze wydanie.
   Jednym zdaniem: Można przeczytać, nie jest to jednak lektura obowiązkowa.



Daję jej 7/10



....................
Rok wydania 2013
Liczba stron 552
Wydawnictwo Feeria


44/2019

Książka bierze udział w Olimpiadzie czytelniczej


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz