22 stycznia 2020

6. "Kasztanowy ludzik" - Soren Sveistrup



Dziś przedstawiam kolejną już książkę ze stosu hańby. Chociaż mam wrażenie, że tych książek nie ubywa wcale.

"Kasztanowy ludzik" to kolejny debiut przeczytany w tym roku. A przy okazji kolejny thriller skandynawski. Nigdy bym nie przypuszczała, że zabiorę się za książki skandynawskich autorów. Nie dość, że czytam to jeszcze mi się podobają. Ale o tym niżej.

Opis

Na przedmieściach Kopenhagi policja dokonuje wstrząsającego odkrycia. Zabito młodą kobietę, a jej zwłoki pozostawiono na placu zabaw. Odcięty jej dłoń, a nad ciałem zawieszono figurkę kasztanowego ludzika. Funkcjonariusze szybko odkrywają, że ślad z nim związany w tajemniczy sposób prowadzi do dziewczynki, która została uznana za martwą - chodzi o porwaną rok wcześniej córkę minister spraw społecznych. Do jej zabicia przyznał się bowiem pewien mężczyzna.
Niedługo później zamordowana zostaje kolejna kobieta. Jej ciało pozbawione jest obu dłoni. Pojawia się następny kasztanowy ludzik i jeszcze jeden ślad prowadzący do zaginionej dziewczynki. Wszystko wskazuje na to, że morderca realizuje mroczną misję, która jeszcze się nie zakończyła.


Moja opinia

Przez jakiś czas książka zbierała same dobre recenzję. Moje oczekiwania wobec niej były więc spore. Jednak do jej przeczytania zbierałam się dość długo. Może właśnie przez te dobre opinie czułam wewnętrzny opór po sięgnięcie po nią. Po paru pierwszych rozdziałach wydawało mi się, że nie jest to książka dla mnie.  Nie potrafiłam się w nią czuć. Bohaterzy też nie potrafili mnie do siebie przekonać. Na jakiś czas więc odłożyłam ją na bok, a moje myśli powędrowały do innych bohaterów. "Kasztanowy ludzik" zaś cierpliwie czekał na swoją kolej. Sięgałam i odkładałam ją jeszcze kilka raz nim w końcu uparłam się i nad nią przysiadłam.


Zanim przejdę do plusów książki zacznę od tego co mi się w niej nie podobało. Po pierwsze zbyt długie opisy. Jak dla mnie autor zbyt wiele stron poświęcił na nieistotne sprawy, które z nie wiele miały wspólnego z tematem książki. Po drugie autor zbyt szczegółowo do wszystkiego podchodził. Wprawdzie w niektórych momentach takie drobne szczegóły naprawdę się przydawały ale według mnie nie było to konieczne przez całą powieść. Po trzecie przez zbyt długie opisy momentami wiało nudą. Niestety takie są moje odczucia, możecie się z tym.oczywiście nie zgodzić. Po czwarte zbyt wiele wątków. Tak w końcu się one połączyły, jednak początkowo mieszały dość mocno i nie wiadomo było na czym się skupić. Trzeba było czasami naprawdę mocno się skoncentrować aby nie stracić z oczu tego najważniejszego wątku.

Co zaś do plusów... Cała historia jest intrygująca. Mroczny i deszczowy klimat dodaje jej jeszcze dodatkowo tajemniczości. Główni bohaterzy są bardzo dobrze przedstawieni I mimo początkowej niechęci, bardzo polubiłam Thulin i Hessa. Autor przedstawił ich jako nieidealnych, pełnych własnych problemów ludzi. Przez pewien czas wydają się nawet trochę nieufni do siebie samych jak i do otoczenia. Dzięki takiemu przedstawieni wydają się bardziej realnie. Morderca aż do ostatnich stron jest nieuchwytny, z niczym się nie zdradza. Wszystko jest perfekcyjne dopracowane do ostatniej kropki. To sprawia, że nie tylko policja wysila się odnaleźć jakikolwiek trop. Również czytelnik szuka jakiegoś punktu zaczepienia aby rozwikłać zagadkę.

Jak na debiut książka nie jest zła. Da się ją przeczytać. Jednak czy jest ona aż tak rewelacyjna? Nie dla mnie.

A jakie jest Wasze zdanie na temat "Kasztanowego ludzika"?



Moja ocena: 5/10
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 558
Rok wydania: 2018
Tytuł oryginału: Kastanjemanden

Książka bierze udział w Olimpiadzie czytelniczej


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz