30 kwietnia 2020

33. "Zapach śmierci" - Simon Beckett



Od zeszłego roku, po dość długiej przerwie, ponownie możemy zajrzeć do świata Davida Huntera, antropologa sądowego. Do tej pory wszystkie książki Simona Becketta mnie zachwycały, a przynajmniej te, które przeczytałam. Należy on również do grona moich ulubionych autorów. Czy i tym razem podbił moje serce?
Opis

Pewnego letniego wieczoru David Hunter - antropolog sądowy - odbiera telefon od dawnej znajomej z pracy. Kobieta potrzebuje opinii w pilnej sprawie.

W opustoszałym, czekającym na rozbiórkę szpitalu Świętego Jury, gdzie bywają bezdomni, dilerzy i narkomani, znaleziono częściowo zmumifikowane ciało. Nawet Hunter nie potrafi określić, od jak dawna mogło tam leżeć. Wiadomo tylko jedno: to ciało młodej ciężarnej kobiety.

Po zapadnięciu się podłogi strychu wychodzi na jaw kolejny z mrocznych sekretów szpitala. Oczom policjantów ukazuje się ukryta sala zastawiona łóżkami - w części z nich nadal ktoś leży.

Pozornie prosta z początku sprawa przeradza się w obłokańczy koszmar. Nikt z otoczenia Huntera nie może czuć się bezpiecznie.

Szpital upomina się o kolejne ofiary.

Moja opinia

Swoją serią o antropologu sądowym, Davidzie Hunterze, Beckett podbił moje serce. Oczywiste więc dla mnie było, że na moim regale musi się znaleźć najnowsza jego powieść „Zapach śmierci”. Nim jednak się za nią zabrałam, minęło sporo czasu, gdyż premierę miała ona 13 listopada 2019 roku. W końcu jednak udało mi się ponownie zagłębić w świecie Huntera. Czy jestem zadowolona? Będę szczera. Mam mieszane uczucia do tej pozycji. Coś mi w niej nie pasowało i nie bardzo mogę dojść co to faktycznie było.

Miejsce akcji książki - stary szpital przeznaczony do rozbiórki, pełen mrocznych zakamarków i owianych  tajemnicą zwłok – jest jak najbardziej na plus. Niestety mam wrażenie, że autor nie do końca wykorzystał potencjał wybranego przez siebie wątku. Niektóre sytuację zostały nie potrzebnie rozciągnięte. Przydługie opisy ciągnącego się śledztwa też nie zaplusowały zbyt wysoko. Czyta się w miarę szybko, jednak zabrakło mi tego mroku, który zawsze towarzyszył bohaterowi. Poprzednie części wręcz pochłonęłam, o tej nie mogę tego powiedzieć. Przez cały czas tęskniłam za tym mglistym klimatem, tak dobrze mi już znanym. Za mało było napięcia, które jest niezbędne w tego typu książkach. Akcja toczy się zbyt wolno, bez większych zwrotów. Dopiero pod koniec zaczyna się coś dziać.

Sam David Hunter został przedstawiony mniej więcej tak jak go zapamiętałam, ale nie do końca. Zabrakło mi w nim pasji i przebojowości wyczuwających w poprzednich częściach. Mam wrażenie, że zrobił się spokojniejszy, bardziej gładki. I nie mogę się zdecydować, czy w takim wydaniu bardziej mi odpowiada. Oczywiście, jak zawsze wpada w tarapaty, a każda przebadana kostka opowiada mu swoją historię. Tylko, że te tarapaty zostały jakby wciśnięte na siłę, zwłaszcza te dotyczące jego przeszłości i Grace Strachan. Nie mówiąc już o tym, że autor zrobił z głównego bohatera męczennika, który wychodzi żywy z każdej opresji, z nowymi bliznami na duszy i z kolejnym rozerwanym fragmentem życia osobistego. Jako antropolog sądowy nie ma sobie równych, a jednak tym razem nie wzbudził we mnie odpowiednich emocji.

Inni bohaterzy w powieści też nie zrobili na mnie wrażenia. Wypadli słabo, blado i nijako. Pozbawieni byli głębi. I tak jak w przypadku Huntera, nie wywołali we mnie żadnych emocji.

Uważam, że jest to najsłabsza część z Davidem Hunterem w głównej roli, jaka wyszła spod ręki pisarza. I jestem o to trochę zła na niego. Liczyłam na coś więcej, na efekt „wow” jaki towarzyszył przy innych śledztwach. Dostałam całkiem spoko thriller, który nie wyróżnia się niczym nadzwyczajnym od innych książek z tego gatunku.

No.. I tyle.


Moja ocena 5/10
Wydawnictwo Czarna Owca
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 440
Tytuł oryginału: The Scent of Death

Książka bierze udział w Olimpiadzie czytelniczej






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz